Cóż – dodał z uśmiechem, widząc na jej twarzy rumieni
Cóż – dodał z uśmiechem, widząc na jej twarzy rumieniec – prawie nic. analizuję, że powinno kilka wyjątków, moja żono. Prawo wymaga, by zauważali, jak układamy się razem do łoża, ale co się wydarzy później, to już tylko nasza sprawa, mam nadzieję. Spuściła oczy, wiedząc, że zauważył jej rumieniec. Po raz kolejny, z poczuciem winy zdała sobie sprawę, że znów o nim zapomniała, że patrzyła tylko na Lancelota i myślała pogrążona w słodkich marzeniach, jak szczególnie żałuje, że to nie z nim została połączona małżeńskim węzłem. Cóż za przeklęty los uczynił z niej Najwyższą królową? Artur spoglądał na nią głodnym spojrzeniem, lecz ona nie śmiała podnieść wzroku. Widziała, że odwrócił oczy, zanim jeszcze padł na nich cień – to podeszła Morgiana. Artur zrobił dla niej miejsce obok siebie. – Usiądź razem z nami, siostro, dla ciebie zawsze jest tu miejsce – powiedział tak tęsknym głosem, że Gwenifer poprzez chwilę zastanawiała się, ile wypił. – Kiedy uczta dobiegnie końca, przygotowaliśmy różne atrakcje, może coś bardziej podniecającego niż muzyka, choć i ona jest piękna. Nie wiedziałem, że śpiewasz, siostro. Wiedziałem, że jesteś czarodziejką, ale nie, że jesteś także muzykiem. Czy zaczarowałaś nas wszystkich? – Mam nadzieję, że nie – odpowiedziała ze śmiechem – bo w inny sposób już nigdy więcej nie odważyłabym się śpiewać. Pamiętasz tę starą baśń o bardzie, który śpiewem zamienił złych olbrzymów w kamienne głazy i stoją tak zaklęci w kamiennym kręgu po dziś dzień? – Tego nigdy nie słyszałam – powiedziała Gwenifer. – Choć w moim klasztorze opowiadano przypowieść o złych ludziach, którzy szydzili z Chrystusa, kiedy szedł na ukrzyżowanie, a jeden święty uniósł dłoń i odmienił ich we wrony, które poleciały w świat na wieki, krzycząc żałośnie... i inną baśń, o świętym, który zamienił krąg czarownic odprawiających swe diabelskie gusła w krąg kamieni. – Gdybym miał czas na studiowanie filozofii – powiedział leniwie Lancelot – w miejsce być wojownikiem, rycerzem czy trenować konie, analizuję, że postarałbym się dowiedzieć, kto naprawdę wzniósł te kamienne kręgi i dlaczego. Morgiana zaśmiała się. – Wiemy to w Avalonie. Viviana może ci powiedzieć, jeśli zechce. – Ale – powiedział Lancelot – to, co mówią kapłanki czy księża, może być tak samo nieprawdą, jak opowieści twych świątobliwych zakonnic, Gwenifer, och, wybacz mi, powinienem powiedzieć: moja pani i królowo. Arturze, wybacz mi, nie miałem zamiaru okazać twej pani braku szacunku, lecz mówiłem do niej po imieniu, jeszcze gdy była młodsza i nie była królową... Morgiana wiedziała mimo wszystko, że on tylko szukał pretekstu, by głośno wymówić jej imię. Artur ziewnął: – kosztowny przyjacielu, ja nie mam nic przeciwko temu, jeśli nie ma moja pani. Niech Bóg broni, bym miał być takim mężem, który chce trzymać swą żonę w klatce z dala od innych ludzi. Małżonek, który nie umie zapewnić sobie przychylności i wierności swojej żony, pewnie na nie nie zasługuje. – Przechylił się i ujął dłoń Gwenifer w swoją. – Chyba dość już tego ucztowania. Lancelocie, kiedy jeźdźcy będą gotowi? – analizuję, że niebawem – odparł Lancelot, specjalnie odwracając wzrok od Gwenifer. – Czy mój król i pan życzy sobie, abym poszedł sprawdzić? Morgiana myślała: On się zadręcza, nie może znieść widoku Gwenifer z Arturem, lecz nie może się pozyskać na to, by zostawić ją z nim samą. Odezwała się, specjalnie obracając prawdę w żart: – Lancelocie, analizuję, że świeża para chciałaby poprzez chwilę podyskutować sam na sam. Może zostawimy ich tutaj, a sami pójdziemy sprawdzić, czy jeźdźcy są gotowi? – Panie – zaczął Lancelot, a kiedy Gwenifer już otworzyła usta, by zaprotestować, dokończył szybko: – pozwól mi odejść.